Wolny Wolna Opcja Zarezerwowany Zarezerwowana Zostaje z nami Nie na sprzedaż
Lucky Lewis
kocurek orientalny cynamonowy bicolor ticked tabby (OSH o 03 25)
Zarezerwowany
Odchowanie dwóch chłopaków Lucky solidnie dało nam się we znaki. Przedsmak tego, co może się zdarzyć, mieliśmy już przy okazji poprzedniego miotu. Dzieci Kind of właściwie przez cały pierwszy miesiąc życia musiały być dokarmiane: mimo że ich aktywność przy maminych cyckach pozornie nie odbiegała od normy, nie przekładało się to na wagę kociaków. Rok temu nie było to jednak aż tak drastyczne. Udawało się stosować jako taki "płodozmian": jeden dzień na mleku kotki i stojąca waga, kolejny na dokarmianiu sztucznym mleku i wagowe "odbicie". Tym razem nie było zmiłuj. Szybko okazało się, że maluchy nie poradzą sobie bez całkowitego przejęcia przeze mnie matczynych obowiązków związanych z karmieniem (szczęśliwie Gapa wzięła na siebie wszelkie czynności pielęgnacyjne oraz ogrzewanie przychówku). No i się zaczęło: pikający budzik, przygotowanie i podanie mieszanki, umycie kubków i strzykawki ze smoczkiem, godzina i czterdzieści minut snu i od nowa: budzik, mieszanka, zmywanie, spać, budzik, mieszkanka...
I w tym wszystkim Lewis (zwykle on karmiony był jako pierwszy), czyli esencja kociej energii. Od pierwszych dni wrzeszcząca o jedzenie wiercipięta, która, kiedy już to jedzenie przyszło, rzucała się na nie tak łapczywie, że mleko zamiast płynąć prosto do kociego gardziołka, notorycznie wyciekało bokiem. Nie inaczej było po wprowadzeniu stałych posiłków: równie ważne jak jedzenie były dla Lewisa próby odebrania jedzenia bratu: ryjąc nosem w mieszance z obiema przednimi łapkami w misce przepychał Lando równie niemiłosiernie, co bezskutecznie. Dopiero z czasem nieco odpuścił: prawdopodobnie dlatego, że zrobił się nieco mniej łakomy. Cały czas jednak energia go rozpiera: wrzeszczy wniebogłosy w porze karmienia, jako pierwszy biegnie (oczywiście z wrzaskiem) przywitać osoby wchodzące do kociego pokoju, odważnie penetruje części mieszkania zamieszkałe przez resztę stada i nic sobie nie robi z natarczywości Simka, który raz po raz, wykorzystując naszą nieuwagę, stara się wciągnąć maluchy do zabawy w kocie zapasy.
Lucky Lando
kocurek orientalny płowy cętkowany (OSH p 24)
Zarezerwowany
Lando to prawdziwe przeciwieństwo swojego szalonego brata: kociak słodki i dyskretny. Miauczy niewiele, a jeśli już, to cichutko, zamiast ganiać za człowiekiem, woli się w niego wtulić, a nieznane mu rejony domu eksploruje bez lęku, ale z lekką rezerwą. Nie ma też Lewisa zapamiętania w jedzeniu, dzięki czemu jest w nim dużo bardziej skuteczny. Sporo stresu przysporzył nam Landunio po pierwszym szczepieniu. Dwa dni po wizycie w gabinecie dopadła go gorączka - 40,5 st. (wprawdzie prawidłowa temperatura ciała kota to nie "nasze 36,6 st., tylko 38-39, ale ponad 40. to sporo za dużo), brak sił na cokolwiek, skubanie zamiast jedzenia, przez co po kilku dniach wyglądał jak obciągnięty futerkiem szkielecik z wydatnym brzuszkiem. Lewis zresztą zaniemógł chwilę później - z podobnymi objawami, choć w mniejszym nasileniu. Przez ponad tydzień trwała istna huśtawka: już wydawało się, że kociaki wychodzą wreszcie na prostą, kiedy następowało kolejne pogorszenie. Kiedy jeden wydawał się zdrowieć, drugi był kompletnie nie do życia, kolejnego dnia natomiast było całkiem odwrotnie.
Szczęśliwie to już dawno za nami. Krok po kroku maluchy wygrzebały się z choróbska, odzyskały normalny wygląd z nawiązką (szczerze mówiąc straszne z nich kluchy) i, jak na kociaki w ich wieku przystało, dzielą swój czas równo pomiędzy kolejne drzemki i kocie szaleństwo.