Tak bym chciała (znów) damą być…
26.09.12- USZA: Zaskoczyłam Was tą Marylą Rodowicz w tytule, prawda? Ale tak to niestety jest. Byłam kocią arystokratką i pięknością, teraz czuję się zdominowana przez kociaki, zdegradowana do roli podajnika mleka. Czy mi to bardzo nie odpowiada? Skąd, do wszystkiego można się przyzwyczaić a wkrótce znów będę piękna i powabna (Bruno, miauuuu!). Zacznijmy jednak od początku. Samego porodu nie pamiętam – uśpili mnie i tyle. Gdy lekko doszłam do siebie otaczała mnie zgraja przedziwnych stworków. Na koty to nie wyglądało, raczej takie kotomyszy. Nie trwało długo zanim załapałam, że to moje kocięta. No i zaczęło się szaleństwo. Maluchy nieustannie są głodne i wyścig do cycka rozgrywa się w takim tempie, na jakie nie stać niektórych polskich sportowców-parodystów, nie wyłączając olimpijczyków. Najwięcej pije kocurek, którego pieszczotliwie nazywam Bobas, bo wydaje mi się, że wszystkie Bobasy dużo piją. I jest oczywiście najcięższy. Pozostałe nie pozostają w tyle i po codziennym ważeniu okazuje się, że bardzo ładnie przybierają na wadze. Ale najważniejsze, że chce mi się nimi zajmować i gdy tylko zaczynają piszczeć (pięciokociętowy chór jest całkiem głośny) natychmiast się nimi zajmuję. Trochę chodzę po domu ale Rascal wyraźnie się mnie boi. Muszę powoli kończyć, bo maluchy zaczynają noskami szukać cycków, więc zaraz znów się przyssają. A jak nakarmione usną – idę też spać!