Koty orientalne i syjamskie – zwłaszcza cynamonowe.
Nasze zainteresowanie orientami w gruncie rzeczy wzięło się z kocich wystaw. Mimo, że IV kategoria, czyli koty orientalne, syjamskie oraz ich długowłosi krewni: balijskie i jawajskie, nie jest na nich licznie reprezentowana, naprawdę trudno ich nie zauważyć. Szczególnie z samego rana, kiedy hodowcy dopiero się instalują, zdarza usłyszeć z niektórych klatek dźwięk, który bardziej niż miauczenie przypomina meczenie. To orienty (bądź ich pobratymcy pokrewnych ras) dobitnie dają do zrozumienia, jak bardzo są niezadowolone z tego, że się tu znalazły.
Drugi moment, gdy orienty trudno jest przeoczyć, to Best in Show. Hałasują, owszem – jak zawsze wówczas, kiedy coś im się nie podoba, ale także unoszone wysoko przez stewardów (w końcu ciężkie nie są) prezentują swoje pełne gracji, muskularne ciała i długaśne ogony.
Nie wiem, czy pierwsza była myśl o hodowaniu „własnych” orientów, czy zdjęcie łaciatego kociaka tej rasy na stronie jednej z polskich hodowli, po zobaczeniu którego zrozumiałam, że właśnie takie koty chciałabym mieć. Prawdopodobnie jedno i drugie zdarzyło się mniej więcej w tym samym czasie. Kociak był czekoladowy w białe łaty (b 03) – poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, co należy zrobić, żeby dochować się właśnie takiego wymusiło przyjrzenie się, wcześniej jakże dla nas abstrakcyjnej, dziedzinie pt. „Genetyka kociego koloru”. Miało to swoje zalety, nie powiem – m.in. wreszcie zrozumiałam, co oznaczają tajemnicze „dwa allele na jedną cechę” – mantra, którą w czasach licealnych raz po raz słyszałam od swojej biologiczki.
W ten sposób doszliśmy do celu naszych wokółkocich zabiegów. Jesteśmy i zawsze będziemy niewielką domową hodowlą, w której koty są członkami rodziny, co nie oznacza, że każdy z nich pozostaje u nas dożywotnio. Świadome zarządzanie populacją kotów w domu jest bowiem dla nas bardzo ważne. Koty ponad wszelką wątpliwość nie są zwierzętami stadnymi – konieczność życia w dużym skupisku jest dla nich często źródłem stresu i napięć, nie mówiąc już o tym, że gdy kocia grupa jest zbyt liczna, potrzeba uwagi ze strony człowieka poświęcanej każdemu z jej członków nie może zostać zaspokojona. Dlatego większość naszych kotów hodowlanych kastrujemy w stosunkowo młodym wieku, po czym szukamy im domów, gdzie będą mogły wieść beztroskie życie rozpieszczanych nakolankowców. Mimo że rozstanie z dorosłym kotem jest zawsze trudne, nie mamy wątpliwości, że dobrostan naszego pupila ma pierwszeństwo przed naszymi własnymi emocjami.
Kotów dużo nie mamy, ale zdecydowanie chcemy mieć swój wkład w rozwój rasy. W małej hodowli jest to dużo trudniejsze niż w dużej – to, co duża jest w stanie osiągnąć w ciągu roku, nam zajmuje kilka ładnych lat. Dlatego tak cieszymy się z każdego postępu. Tym bardziej, że zajmujemy się naprawdę trudną działką – kolor cynamonowy, na który kładziemy nacisk w naszej hodowli, nie jest jeszcze w naszej rasie odpowiednio ustabilizowany, więc o atrakcyjne w typie koty w tym kolorze nie jest wcale łatwo. Ale krok po kroku… Szczególnie że w Polsce „nasz” kolor systematycznie zaczyna się pojawiać w kolejnych hodowlach, przez co widoki na przyszłość są naprawdę obiecujące.
Systematycznie dbam o poszerzanie swojej wiedzy o kotach i ich hodowli, z naciskiem na koci behawior oraz genetykę (co oczywiste przy rasie występującej w tak licznych odmianach barwnych). W latach 2015-2017 ukończyłam kolejne z trzech stopniu (G1-G3) uznanego kursu The PawAcademy, biorę udział w licznych forach wymiany wiedzy pomiędzy hodowcami, jako szansę na lepsze poznanie ulubionego gatunku traktuję też udział w licznych wystawach w charakterze stewarda.